Pewnie słyszałeś już to powiedzenie jakieś milion razy! Nic dziwnego, sam karmię nim swoich uczniów, a ja miałem to wpajane od początków mojej przygody z szachami.
Czy to powiedzenie ma rację bytu? Wydaje mi się, że jego jedyny sens jest taki, aby nauczyć młodych szachistów myślenia. Moja praktyka turniejowa pokazuje, że czasem lepiej jest stać w miejscu i NIC nie robić!
Wydaje się nie do pojęcia? A jednak! Podczas II ligi juniorów miałem okazję spojrzeć na partie moich zawodników “z boku”. Co się okazało? Otóż wiele punktów straciliśmy jedynie przez to, że zawodnik koniecznie chciał “coś” zrobić. Kończyło się to najczęściej tym, że z pozycji “do ustania” robiła się pozycja “do poddania”.
Na turnieju w Polanicy sam dostałem prezent od jednego z przeciwników. Dokładnie w ten właśnie sposób!
Czy tą partią chcę udowodnić, że najlepszą obroną jest nicnierobienie? Oczywiście nie! Chcę jedynie pokazać, że jeżeli chcemy grać z planem to nie może on być zły! Jeżeli Twój plan jest do niczego, to lepiej stać w miejscu!
Kolejna moja partia (też z Polanicy) jest podobnym przykładem, gdzie przeciwnik nie chciał stać w miejscu i cierpliwie się bronić!
Czy dalej sądzisz, że “lepszy zły plan, niż żaden”?
Ja myślę, że lepiej mieć zły plan niż nie mieć go wcale oznacza tyle, że lepiej jednak planować przewidywać niż grać losowe ruchy. To może zaprocentować w przyszłości, bo zawodnik nauczy się układania planów gry, a nie będzie polegał jedynie na intuicji (wykonam ten ruch, bo tak). Natomiast "stanie w miejscu", wyczekiwanie na to co zrobi przeciwnik też jest pewnego rodzaju planem gry.
Miałem jedną partie z zawodnikiem z rankingiem 300pkt wyższym, gdzie w końcówce prawdopodobnie wystarczyło "stać w miejscu" (nie otwierać pozycji) by osiągnąć korzystny wynik (remis z silniejszym zawodnikiem). Postanowiłem jednak otworzyć pozycje i powalczyć o cały punkt, miałem plan, ale nie przyniósł on efektu, partie przegrałem.
"Chcę jedynie pokazać, że jeżeli chcemy grać z planem to nie może on być zły!".
Dziwnie to brzmi. Decydujemy się na jakiś plan, bo wydaje się on nam dobry; czy rzeczywiście jest dobry – zweryfikuje partia. Może być też tak, że plan jest naprawdę dobry, ale przeciwnik ma lepszy/jest lepszy i też przegramy. Raczej nikt nie decyduje się na z góry zły plan.
Rzadko udaje się wygrać partię niczym nie ryzykując. Granie na wygraną prawie zawsze niesie za sobą groźbę porażki i niestety zdarza się zostać z zerem zamiast połówki.
Mam wrażenie, że to nie do końca prawda. Zdarza mi się podczas analizy partii, że pytam zawodnika: "Czemu tak zagrałeś? Nie widziałeś, że przeciwnik może zrobić to, to i tamto?". Na co dostaję odpowiedź: "Widziałem, ale nie wiedziałem co grać".
W takiej sytuacji już lepiej było robić NIC!
Przy czym “stać i nic nie robić” to też plan…nietypowy, ale plan.
W sumie można tak do tego podejść 🙂